Rewitalizacja podwórza - inicjatywa lokalna współfinansowana ze środków budżetu Miasta Katowice
Chcemy aby było pięknie i bezpiecznie :)

KRONIKA REWITALIZACJI 2017

Strona głównaKronikiKRONIKA REWITALIZACJI 2017

14 październik 2017

 

To już ostatni wpis w Kronice Rewitalizacji.

A jak się to wszystko zaczęło?

 

Pamiętacie rośliny sadzone w oponach koło wielkiej topoli? Sadzenie ich rozpoczęła kilka lat temu pani Maryna, a żeby ochronić je przed zniszczeniem , sadziła właśnie w oponach. Nawiozła nawet kamienie, aby na trawniku nie parkowały samochody. Toczyła nierówną walkę z samochodami, z dewastacją no i z niesprzyjającą naturą, bowiem ziemia wokół topoli była wyjątkowo nieurodzajna.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wiosną 2016 roku postanowiła dołączyć do niej  pani Agnieszka. Najpierw wpadła na pomysł posadzenia kwiatów w skrzynkach i donicach, które ustawiła na starej alejce.  Zrobiło się trochę bardziej kolorowo. Potem powstał skalniak, z kamieni nawiezionych przez panią Marynę.  Ale do tego  pani Agnieszka  potrzebowała  silnego ramienia, więc wkręciła w to męża Maćka. Nawieźli ziemię, ułożyli kamienie i zasadzili rośliny.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Robiło się coraz ładniej.  Sąsiedzi najpierw patrzyli trochę ze zdziwieniem. Często padały pytania „A po co to robicie?”, „A dlaczego?” Odpowiedź zawsze była ta sama – Bo chcemy żeby było ładniej. Bo to nasze podwórko – dlaczego ma być tu brzydko?

Chyba nikt do końca nie wierzył w powodzenie tego przedsięwzięcia. Trudno się dziwić – wiele prób poprawy wyglądu zielonego skweru skończyło się niepowodzeniem. Przypominało to walkę z wiatrakami.

A im ciągle było mało. Przyszedł czas na starą piaskownicę. Kiedy postanowili urządzić w niej klomb sąsiedzi nie wytrzymali – zaczęli włączać się do pracy. Jedni zwozili ziemię pod kwiaty, inni przynosili donice i skrzynki, jeszcze inni zwyczajnie dawali pieniądze na zakup nowych kwiatków. Jeszcze inni zwozili sadzonki ze swoich działek i od znajomych. Dzięki Wspólnocie Różana 2 i Różana 4 odrestaurowano naszą starą (wtedy jedyną) ławkę . Stara piaskownica dorobiła się także nowego obrzeża.
A nasi ogrodnicy sadzili, siali. Nawet pani Maryna , która zwątpiła że cokolwiek tu urośnie, maniakalnie zaczęła kupować nowe nasiona.

Przyszła pora na poszerzenie części ogródkowej. Trzeba było nawieźć ziemię, wyrwać perz i trawę. Tu już ruszyli z pomocą kolejni sąsiedzi – panowie Piotrek i Jurek dzielnie pomagali  Maćkowi w walce o każdy nowy centymetr terenu pod ogródek. Ale ziemia i szczere chęci nie wystarczą. Trzeba mieć jeszcze czym pracować, a trudno u mieszczuchów szukać motyczek, grabi i kilofa. Kolejnymi zakupami były więc narzędzia, których z każdym tygodniem przybywało.
A ruda Agnieszka sadziła i sadziła…
Grupa ogródkowa się poszerzała. Coraz więcej ciepłych słów i pochwał padało z ust sąsiadów, coraz więcej wsparcia i coraz to nowe pomysły zaczęły się pojawiać.

Pewnego dnia znowu doszło do dewastacji – samochód zaparkował pośrodku donic i skrzynek, rozjeżdżając je przy okazji. Pani Agnieszka postanowiła poprosić o pomoc KZGM, do którego należy teren. Poprosiła o zainstalowanie słupków, uniemożliwiających wjazd samochodom na starą alejkę. Z pomocą ruszył sam Kierownik – Józef Najder. Kiedy zobaczył co wyrabiamy na naszym podwórku zaproponował „Piszcie wniosek o Inicjatywę Lokalną”. Zaczęło się wertowanie w internecie (co to w ogóle jest ta inicjatywa?). Łatwo powiedzieć napiszcie. Łatwo nawet napisać. Tylko trzeba wiedzieć co się chce. Trzeba wiedzieć kto chce i czy w ogóle chce ?
Wtedy zupełnie przypadkowo padł pomysł pana Jurka – „Zróbmy sąsiedzkiego grilla”. A że pan Maciek podobnie zakręcony na tym punkcie, natychmiast przeszli do realizacji. Przed grillową premierą była trema. Choć zebrali wokół siebie napaleńców, to nie było do końca wiadomo jaki będzie odzew od reszty sąsiadów. To co się wydarzyło przeszło oczekiwania wszystkich. Podwórko było pełne dorosłych i dzieci. Było gwarno, zabawnie … jak dawniej. Potem był drugi grill i kolejny…
Pomysł z inicjatywą sąsiedzi kupili natychmiast. Trzeba było teraz wyłonić tych, co się tym zajmą. Wybór padł na  Agnieszkę (ruda od kwiatków), Marynę (prekursorkę), Jurka (nasz pomysłowy Szeryf Podwórka) i Marcina.

 

No właśnie teraz pora na kolejna postać w Galerii Sąsiadów. Bez tego sąsiada nie czytalibyście dzisiaj tego tekstu – to on założył naszą podwórkową stronę, udostępnił serwer i domenę. Oto pan Marcin:

 

 

MARCIN – SPEC DO CYFRYZACJI, INFORMATYZACJI, MODERNIZACJI, INNOWACJI I JESZCZE WIELU INNYCH „NACJI”. WSZELKIE NOWINKI TECHNICZNE TO DLA NIEGO CHLEB POWSZEDNI.

 

 

 

Wniosek o Inicjatywę żył własnym życiem, a my działaliśmy dalej.

Kiedy zaczęły się problemy z nawadnianiem i źródełko wody deszczowej u Pana Jurka wyschło (dwie beczki + niezliczona ilość wiaderek), pan Marcin zakupił pierwszy zbiornik na deszczówkę. Wtedy już wiedzieliśmy, że nasza inicjatywa musi rozwiązywać problem podlewania. Ale jak na złość póki co deszczu nie było, a nasze roślinki bardzo go potrzebowały. Z pomocą znowu ruszyli sąsiedzi – zbiornik był napełniany z kranu pan Maćka, ogródek podlewany z kranu pana Jurka albo pana Janusza. Pani Maryna napełniała wiaderka jakie tylko miała. A że konewki ciężkie, każdy kto miał tylko chwilę czasu pomagał w podlewaniu. No i się opłaciło – takich słoneczników Katowice jeszcze nie widziały (miały chyba ze 2,5 metra). Co prawda pomogła im trochę pani Agnieszka, która nawozów nie szczędziła. Jak sama mówiła „Po takiej ilości nawet paprotki powinny kwitnąć”.
A idea Inicjatywy dojrzewała…

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

I tak powoli, krok po kroku nasz ogródek rósł i cieszył coraz nowymi kwiatkami.

Ale lato minęło, jesień szybko przeszła i nadeszła zima. A że zimowe wieczory sprzyjają przemyśleniom to i wniosek o Inicjatywę nabrał wyrazistego kształtu. W  styczniu byliśmy już po pierwszych konsultacjach z KZGM, w lutym pozbieraliśmy podpisy i wniosek został złożony.
I przyszło najtrudniejsze – czekanie, czekanie, czekanie… Ale jak widać po efektach – opłacało się.

Ale przemianie uległo nie tylko nasze otoczenie. My, mieszkańcy zmieniliśmy się. A może jesteśmy tacy sami, tylko zmieniliśmy nasz wzajemny stosunek do siebie? Tak, czy siak to już zupełnie inne podwórko. Począwszy od pierwszego grilla, sąsiedzi zaczęli się do siebie uśmiechać – nie przemykali już chyłkiem przez podwórko z wybąkanym „Dzień dobry”. Już nikt nie był anonimowy, już nikt nie był tylko „facetem co ma zielony samochód”, albo „tą blondynką z długimi włosami”. Poznaliśmy się wzajemnie, poznaliśmy swoje pasje, zainteresowania i talenty. Nabraliśmy wzajemnego szacunku. Zaczęliśmy sobie pomagać. A kiedy rozpoczęły się prace związane z inicjatywą nastąpiła prawdziwa eksplozja energii. Ludzie poszaleli – pracowali w 30 stopniowym upale, pracowali w deszczu i wietrze. Mieliśmy w założeniu przepracować na rzecz inicjatywy 130 godzin, a przepracowaliśmy 278 !
I nic nie było tak fajne, jak wspólny odpoczynek po pracy na ławce i plany „co robimy jutro”.
To już nie to samo podwórko. Teraz sąsiedzi przystają, rozmawiają, interesują się sobą. Pan Maciek powtarza „Jak się spieszę na zakupy nie mogę iść przez podwórko” (rekord pana Maćka – 40 minut wynosił śmieci. Jego żona Agnieszka już zaczęła dzwonić do programu „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie 🙂 ). Pani Grażyna ostatnio wyznała „Brakuje mi tego wszystkiego. Wyglądam przez okno i patrzę czy dzieci są na podwórku” (pamiętacie to ze swojego dzieciństwa ?). Na uroczystym otwarciu często padały pytania „Co teraz będziemy robić? Co będzie zimą?”

Drodzy Sąsiedzi – spokojnie. Pomysłów nam nie brakuje. I zapewniam Was – nic się nie zakończyło, to dopiero początek.